Samotny gej w Los Angeles

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

A Single Man
A Single Man opowiada historię samotności nauczyciela akademickiego, który stracił w wypadku samochodowym swojego życiowego partnera i próbuje zdecydować co dalej zrobić ze swoim życiem. Jeśli w ogóle warto robić cokolwiek...

George (Colin Firth) mieszka w eleganckim szklanym domu w ekskluzywnej dzielnicy Los Angeles. Wiedzie życie, o jakim wielu może tylko pomarzyć. Jest bogaty (czy naprawdę tak dobrze opłacano akademików w latach 50-tych?), powszechnie poważany i cholernie nieszczęśliwy.

George nie może być szczery z ludźmi, ponieważ skwapliwie ukrywa swój homoseksualizm (pół wieku temu w Kalifornii było to jeszcze ciągle wstydliwe tabu). Robi to, mimo iż z Jimem (Matthew Goode) mieszkał wspólnie przez 16 lat i wszyscy jego przyjaciele doskonale wiedzą o jego "przypadłości". No dobrze, będąc precyzyjnym, George ma tylko jedną przyjaciółkę -- Charlotte (zjawiskowa Julianne Moore), kobietę w podobnym wieku i również "po przejściach", która (nie do końca) sekretnie się w nim kocha. A przynajmniej czuje do niego więcej i bardziej intensywnie niż on do niej.

No więc George żyje sobie w swoim szklanym domu. Żyje niczym duch. Robi zwyczajne rzeczy. W jego otoczeniu niewiele osób zauważa nawet, że coś z nim jest nie tak, jako że nigdy nie przejawiał specjalnych ciągot towarzyskich. Ale on nie ma już celu, nie ma powodu, aby robić zwyczajne rzeczy. Nie wie po co ma podejmować ten nadludzki wysiłek, aby wstawać, chodzić do pracy i wracać do domu, wnosić coś do świata na tyle, aby stanowić różnicę.
Pewnego ranka decyduje się więc na najbardziej logiczny z kroków. Kupuje rewolwer i postanawia zakończyć tę bezsensowną mękę. Lecz zanim to nastąpi, chce zrobić jeszcze jedną rzecz: przeżyć jeden dzień swojego życia na luzie. Będąc pomocnym i sympatycznym dla ludzi. Być może nawet, po raz pierwszy i zarazem ostatni, otworzyć się przed innymi.

Śledząc losy George'a i jego żałosne próby odebrania sobie życia, zaczynamy mu powoli współczuć. Z żałosnego starszego pana zmienia się on bowiem na naszych oczach w zdesperowanego i zagubionego człowieka, który potrzebuje pomocy. Dochodzi nawet do tego, że zaczynamy trzymać kciuki, żeby jednak się nie zabijał. Ale jednocześnie... zaczynamy go rozumieć. To największe osiągnięcie filmu. Dane jest nam dotrzeć głęboko do emocji George'a, do jego snów i przyczyn jego strachu. I im bardziej staje się on nam bliski, im bardziej go rozumiemy, tym bardziej... -- co może wydawać się przerażające -- zaczynamy wspierać jego samobójczą misję.

Tom Ford: the bold and the beautiful

Tom Ford, dla którego A Single Man jest debiutem filmowym, jest topowym dyktatorem mody. Wybaczcie moją ignorancję, ale przed obejrzeniem filmu nie słyszałem nic o tym człowieku. Okazuje się, że jest on bardzo podobny do swojego bohatera. Tak jak on, jest gejem nie narzekającym na brak gotówki. Mogę sobie tylko wyobrazić, że mieszka w podobnym szklanym domu i miewa podobne stany depresyjne, mimo swojej światowej sławy. Nie wchodząc jednak głęboko w prywatne życie reżysera, można z całą pewnością powiedzieć, że jego bohater, George, jest psychologicznie bardzo przekonujący. Duża w tym oczywiście zasługa grającego go aktora. Colin Firth, po serii głupkowatych ról w średniej klasy komediach jak Mamma Mia, czy Dzienniki Bridget Jones, dostał w końcu rolę, która wymagała od niego wzniesienia się na wyżyny swoich umiejętności. Sprostał jej znakomicie tworząc niezapomnianą i poruszającą kreację, za którą odebrał już w tym roku nagrodę na festiwalu w Wenecji (a czekają jeszcze Złote Globy i Oskary, gdzie również nie jest bez szans).

A jak poradził sobie Tom Ford jako debiutujący reżyser? Jak już wspomniałem, na poziomie psychologicznym jest bardzo dobrze. Nie tylko w przypadku głównego bohatera, ale również wspomagających go (dosłownie i w przenośni) Nicholasa Houlta, w roli studenta który wygląda jakby urwał się z planu Beverly Hills 90210, wstępując po drodze do kosmetyczki i na solarium, oraz Julianne Moore w roli spędzającej zdecydowanie zbyt wiele czasu przed lustrem, neurotycznej Charlotte. Oboje są interesujący, mają swoje sekrety, które chcemy poznać (lecz niekoniecznie będzie nam to dane).

Jednak tym na co zwracano największą uwagę w recenzjach filmu Forda nie jest treść, a wizualna forma, jaką wybrał dla swojego dzieła. Bo forma jest faktycznie zaskakująca. Jeśli miałbym porównać oglądanie Single Mana do wybranej aktywności fizycznej, to byłoby nią pływanie. Już w pierwszej scenie, widzimy nagie męskie ciało bezwładnie niesione przez wodę. W tle gra nastrojowa muzyka, a naszym zadaniem jest przeżywać. Tego rodzaju artystycznych trików jest w filmie więcej. Gdy bohater jest zrezygnowany (a to stan, który towarzyszy mu przez większość czasu), podkreśla to deszcz, padający jakby w rytm jakiejś niesłyszalnej dla nas muzyki. A gdy na chwilę zapomina o troskach tego świata pogrążając się w dzikiej, nieskrępowanej radości, rzuca się do oceanu i pływa, a my zmuszeni jesteśmy do pływania razem z nim i wspólnego doświadczania tego spontanicznego oczyszczenia.
Ford chce oddziaływać na nasze emocje, wciągnąć nas w swój świat prawie siłą. Jest ostentacyjnie "artystyczny", ocierając się miejscami o tani sentymentalizm. Jest w tym jednak bardzo spójny, przez co nie śmieszy, a raczej drażni wybraną przez siebie formą. Nie można mu jednak odebrać oryginalnego podejścia do kina. Jego film jest trochę jak teledysk, którym mamy się delektować, przyprawiony treścią, która może dogłębnie poruszyć.

Zmuszony podać przykłady podobnego podejścia do kina, wskazałbym chyba na dwa filmy von Triera: "Tańcząc w ciemnościach" i "Przełamując fale". W obu przypadkach muzyka gra z obrazem w jasnym celu: ma wywrzeć wrażenie na widzu, zahipnotyzować go i "zgwałcić emocjonalnie". Ford robi to z większą klasą i bardziej elegancko niż Duńczyk, na czym zyskuje klimat filmu. Podejście do widza jest jednak w obu przypadkach bardzo podobne.

Będzie Oskar?

Po sukcesie w Wenecji, gdzie doceniony został nie tylko Firth, ale też sam Ford (za najlepszą reżyserię), A Single Man wydaje się jednym z mocnych kandydatów do tegorocznej Nagrody Akademii. Ma prawie wszystkie składniki oskarowej produkcji: mocny scenariusz (oparty na bardzo ważnej powieści Christophera Isherwooda), problem dyskryminacji mniejszości, znane nazwiska w nowych dla siebie rolach. Gdyby tylko George był bohaterem wojny w Iraku, który stracił swojego kochanka podczas oblężenia Bagdadu, sukces byłby murowany. Ale nawet ta drobna niedoróbka nie powinna zaszkodzić w odebraniu co najmniej pięciu nominacji w prestiżowych kategoriach jak najlepszy film, reżyser i scenariusz adaptowany, najlepszy aktor oraz aktorka drugoplanowa. A pewnie i więcej.

Nie wiem czy Ford jest nowym złotym chłopcem Hollywoodu, ale na pewno to co zrobił jest sporym osiągnięciem. Z dnia na dzień zmienił branżę, napisał scenariusz i wyprodukował film, obsadzając siebie samego w roli reżysera, a przy tym wszystkim, udało mi się stworzyć przemyślany, angażujący widza obraz, o którym będzie się mówić.

Film obejrzałem na pokazie prasowym Londyńskiego Festiwalu Filmowego. W kinach pojawi się na całym świecie na początku 2010 roku.

Oficjalny trailer możecie obejrzeć poniżej:
Aktualizacja (Maj 2010): Jak wszyscy już wiemy, Single Man został pominięty w Oskarach - nominację otrzymał tylko Colin Firth ale przegrał z równie świetnym Jeffem Bridgesem. Co ciekawe, z czasem coraz bardziej doceniam film Forda i chętnie do niego jeszcze powrócę. Zdecydowałem się nawet na podniesienie oceny z 7 na 8. Doszedłem do wniosku, że "przestylizowanie" na które narzekałem było niezbędnym elementem tego obrazu. Bez niego i bez takiej właśnie a nie innej muzyki, nie zostałbym znokautowany wylewającym się z ekranu uczuciem, a właśnie uczuciowość, przekazanie stanu emocjonalnego głównego bohatera po stracie miłości swojego życia, jest największym osiągnięciem filmu.

Zwiastun:

Gdyby tylko George był bohaterem wojny w Iraku, który stracił swojego kochanka podczas oblężenia Bagdadu...

Mocne :D Podejrzewam, że gdyby George faktycznie był bohaterem itd, nie byłabym tak zaciekawiona tym filmem jak jestem. Będę wyglądać go w Nowym Roku.

"W jego otoczeniu niewiele osób zauważa nawet, że coś z nim jest nie tak, jako że nigdy nie przejawiał specjalnych ciągot towarzyskich"

Nie zgadzam się. Każda przypadkowo spotkana przez niego tego dnia osoba mówi mu, że źle wygląda, że się martwi o niego.

Dodaj komentarz